Dogonić marzenia...
sobota, 26 września 2015
Dziesiąty
Weszłam do gabinetu. Sokołowski zamknął za mną drzwi na klucz. Przeraziłam się.
-To, ja może już pójdę. -chciałam żeby mnie wypuścił. Ale nie zrobił tego. Popchnął mnie na ścianę. Na chwilę straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam leżałam na ziemi naga, związana sznurem.
-Szkoda, że dopiero po wszystkim się obudziłaś. -zaśmiał się Mariusz. -Jakiś Zibi dzwonił kilka razy, powiedziałem, że jesteś zajęta. A teraz zobacz to. -pokazał mi filmik, na którym mnie gwałcił.
-Dlaczego mi to pokazujesz? -płakałam.
-A dlaczego nie? Ubieraj się. I było by fajnie jakbyś już poszła. Widzimy się niedługo w pracy.-ubrałam się i najszybciej jak tylko mogłam wybiegłam z budynku, zapominając o walizce. Postanowiłam zadzwonić do Zbyszka.
-Co? Już nie jesteś zajęta?-spytał od razu z wyrzutem.
-Przyjedź po mnie. Jestem na przystanku niedaleko przedszkola, w którym pracuje. -powiedziałam, nadal płacząc.Rozłączyłam się, i modliłam żeby Zbyszek jak najszybciej przyjechał. Po 15 minutach zobaczyłam samochód Zbyszka. Wsiadłam i powiedziałam zeby jak najszybciej odjechał.Całą drogę próbował wyciągnąć ze mnie co się stało. Ja tylko płakałam. Dopiero w domu opowiedziałam Bartmanowi co się stało.
-Przepraszam.-szepnęłam wycierając łzy.
-Ale za co ty mnie przepraszasz? Przecież to nie twoja wina. nie mogłaś wiedzieć. Nie powinienem wrzucać cię do tej fontanny.
-Zbyszek...
-Cii nic nie mów. Musimy iść z tym na policję.
-Nie. Zbyszek ja się go boję.
-No właśnie. To jest wariat nie wiadomo ile dziewczyn skrzywdził. Poza tym on jest dyrektorem przedszkola.
-Masz rację. Daj mi chwilę. -wzięłam prysznic i przebrałam się.
Na komisariacie kiedy złożyłam zeznania i opisałam mojego byłego szefa okazało się, że nie był Dariuszem Sokołowskim. Był Karolem W. Poszukiwanym od kilku lat. Nie mogłam w to uwierzyć. Jakby tego było mało przed blokiem spotkałam mojego ojca.
-Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?!
-Karol mi powiedział.
-Karol tak? -spytał Zbyszek, a mnie olśniło. Karol Wawrzyniecki, dawny znajomy ojca. Jak mogłam go nie rozpoznać?
-Nie wierze. -łzy zaczęły napływać mi do oczu po raz kolejny dzisiejszego dnia.
-My już pójdziemy. I panu też to radzę. -powiedział Zbyszek.
-Jeszcze się zobaczymy córeczko.
W domu Bartman zrobił mi moją ulubioną herbatę, kiedy chciał mnie przytulić odepchnęłam go. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, ale mimo to bałam się.
-Ej, spokojnie. Nie musisz się mnie bać. -spojrzałam w jego oczy. Były pełne troski.
-Ja wiem. Ale, trudno mi będzie teraz zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie.
-Rozumiem. Wiesz co, jutro jak wyjdę na trening nie chcę, żebyś była sama.
-Spokojnie. Zadzwonię do Iwony. Może Ola też przyjdzie i pójdziemy na zakupy. W końcu niedługo będzie panią Nowakowską, a ja nie mam żadnej sukienki, butów nic. -uśmiechnęłam się lekko. Rozmawiałam jeszcze chwilę z Bartmanem, ale po pewnym czasie odpłynęłam w Krainy Morofeusza.
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Po długiej przerwie witam was w dziesiątym rozdziale. Mam nadzieję, że chociaż trochę wam się spodobał :)
Pozdrawiam <3
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Dziewiąty
Zostałam
brutalnie obudzona przez Zbyszka.
-Oddaj
kołdrę debilu! - krzyknęłam. Niestety nie posłuchał. Jeszcze
tego pożałuje. Założyłam kapcie i szlafrok. Oczywiście
zostałam wyśmiana przez Bartmana. Nie zwracałam na niego
uwagi. Ubrałam
się i umalowałam. Kiedy już wyglądałam jak człowiek
wyszłam z łazienki.
-A
podobno nie lubisz chodzić w butach na obcasie.
-Zmieniłam
zdanie.- kiedy już Zibi ruszył swoje szanowne cztery litery
mogliśmy wyjechać w kierunku Warszawy. Przed nami 300 km drogi. Na
szczęście podróż minęła nam bez kłopotów. I już o 12 byliśmy
pod rodzinnym domem siatkarza. Wyszliśmy z samochodu, drzwi domu
otworzyły się. Państwo Bartman byli nieźle zdziwieni, że Zbyszek
znów im mnie przedstawia. Tym razem na poważnie. Weszliśmy do
środka. Wszędzie porozwieszane były stare zdjęcia małych dzieci.
Zbyszka i jego siostry jak mniemam.
-No
Zbysiu wreszcie sobie porządna dziewczynę znalazłeś.- z jakiegoś
pomieszczenia wyszła brunetka z burzą loków na głowie, mojego
wzrostu. - Kasia jestem. Siostra tego bałwana.
-Julka,
dziewczyna tego osła.- obie się zaśmiałyśmy się. Czuję, że
znajdziemy wspólny język.
-Ja
tu stoję. -pomachał ręką mój chłopak. Mój chłopak... Jak to
ładnie brzmi prawda? Pani Jadwiga zawołała nas na obiad.
Zapiekanka z makaronem... Podobno ulubione danie Zibiego. Już wiem
czym będę mogła go w przyszłości udobruchać.
-Na
ile zostajecie?
-Na
cztery dni. - powiedział Zbyszek.
-Chyba
żartujecie. Kasia zostaje na tydzień to wy też.- z panem Leonem
nie warto dyskutować bo i tak postawi na swoim. Ty problem w tym, że
wszystko miałam przygotowane na 3 dni. W sumie, każda okazja jest
dobra żeby wybrać się na zakupy. Oczywiście poinformowałam o
moich zamiarach Zbigniewa. Czy chciał, czy nie musiał ze mną iść
bo nie znałam kompletnie naszej stolicy. Po kolacji siedziałam z
Bartmanem w pokoju, nudząc się strasznie.
-Ubieraj
się idziemy.
-Ale
gdzie?
-Nie
gadaj tylko przebierz się. I załóż wygodne buty. - nie pytałam o
więcej. Mimo że była już 19 było całkiem ciepło. Ubrałam
się, i mogliśmy wyjść. Szczerze to nie wiem po co on mnie
wyciągnął skoro chodziliśmy bez sensu po całej Warszawie.
-Jest
konkretny powód, dla którego wyciągnąłeś mnie z domu?
-A
to, że chcę spędzić trochę czasu z moją dziewczyną nie
wystarczy?- no ja go zabiję.
-Zbyszek,
skarbie. Nogi mi do tyłka włażą. -jęknęłam. Czy mówiłam
kiedyś, że Zbyszek jest kochany? Nie, to dobrze. Bo wcale taki nie
jest.
-Oj
tam, dasz radę. Jak będziesz grzeczna to cię potem na ręce wezmę.
-O
jakiś ty łaskawy Zbigniewie.
-Wiem,
że mnie kochasz.
-Kolejny
błąd.- westchnęłam.
-Menda.
-Bałwan.
-Krowa.
-Świnia.
-Ciekawe
czy nie zapomniałaś jak się pływa.- uśmiechnął się łobuzersko
i po prostu wrzucił mnie do fontanny obok której przechodziliśmy.
Kiedy już wyszłam wyrwałam Bartmanowi moją torebkę i ruszyłam
przed siebie. Dobrze, że zdążyłam wymienić się numerami
telefonu z Kasią. Zadzwoniłam do niej i opisałam miejsce w którym
się znajduję. Po kilku minutach już była, a za nią leciał jej
brat.
-Juleczko
ja cię przepraszam.
-Przegiąłeś.
Nie odzywaj się do mnie i nie dotykaj. -powiedziałam gdy ten chciał
mnie przytulić. Wróciłam do rodzinnego domu Bartmana. Spakowałam
się. Walizkę schowałam do szafy. W nocy Zbyszek próbował mnie
jeszcze przeprosić, ale ja nie zamiarowałam mu wybaczać.
***
Wstałam
o 7;30. Ubrałam
się, pożegnałam się z panią Bartman, która już nie spała.
Powiedziałam, że dostałam telefon od szefa i muszę szybko
pojechać do Rzeszowa. Skłamałam również mówiąc, iż zabiorę
się z koleżanką. Ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Po
kilku minutach siedziałam w autobusie, i byłam w drodze do stolicy
Podkarpacia. Droga mimo że długa minęła mi dość szybko. Tylko
Zbyszek cały czas wydzwaniał. Napisałam Kasi sms'a, iż dotarłam
na miejsce. Przechodząc obok przedszkola w którym pracuję wybiegł
mój szef.
-Julka
kiedy wracasz? Mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu.
-uśmiechnął się. Stał zdecydowanie za blisko, więc się
odsunęłam.
-Nie
wiem. Postaram się.- chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
-A
może wejdziesz?
-W
sumie to jestem trochę zmęczona. -weszłam razem z panem Mariuszem
do budynku. Było pusto. W końcu już po 16. Jeszcze nie wiedziałam,
że to był mój największy błąd w życiu.
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
No to
ten. Przybywam do Was z nowym rozdziałem. Trochę mnie nie było.
Wena gdzieś zniknęła, nie widzieliście jej?
Strasznie,krótki
Pozdrawiam <3
Pozdrawiam <3
piątek, 7 sierpnia 2015
Ósmy
Obudziłam
się na kanapie, przykryta kocem. Obok mnie spał Zbyszek przytulony
do poduszki. Poszłam do pokoju, wyjęłam z szafy ubrania i
skierowałam się do łazienki. Po porannym rytuale zrobiłam Zibiemu
śniadanie. Taki dzień dobroci dla zwierząt. Następnie stanęłam
nad nim z miską zimnej co ja gadam lodowatej wody. Ups...chyba
niechcący przechyliła się na niego.
-Co
jest kurwa?!- zeskoczył jak poparzony, a ja już prawie leżałam ze
śmiechu. Ganialiśmy się po całym domu. W końcu dobiegliśmy do
kuchni.
-Ooo
kanapeczki.- rzucił się na nie, jakby nigdy nic nie jadł.
Pokręciłam głową z politowaniem.
-Jedz
i idziemy do galerii i mas mnie dziś nauczyć pływać.
-Zobaczymy
co da się zrobić.-o 9 wyruszyliśmy do Galerii Rzeszów. Oczywiście
na stroju kąpielowym się nie skończyło. Bartman był dziś moim
tragarzem. W końcu wyszliśmy z galerii. Staliśmy pod budynkiem w
którym znajdował się basen. Zaczynałam mieć coraz większe
wątpliwości. Na szczęście Zbyszek okazał się dobrym
nauczycielem.
-Udało
się!- wskoczyłam na jego plecy kiedy tylko wyszliśmy.
-Czekam
na nagrodę.-pokazał na swój policzek. Nie to żebym się cieszyła,
że mam go pocałować. Kiedy wróciliśmy do domu była 13.
Postanowiliśmy zrobić obiad. To znaczy ja robiłam, a Zibi się
patrzył i krytykował.
-Idź
mi stąd.-mruknęłam. Oczywiście nie posłuchał. Zjedliśmy
spaghetti. Bartman zaczął przygotowywać się do treningu.
Położyłam się i zamknęłam oczy. Chyba myślał, że śpię bo
przykrył mnie kocem. Wychodząc zrobił coś czego bym się nie
spodziewała.
-Kocham
cię.- westchnął i pocałował mnie w policzek. Zrobiło mi się
tak dziwnie ciepło na sercu. Po chwili usłyszałam dźwięk
zamykanych drzwi. Czy on to zrobił na prawdę? Nie wiedziałam jak
mam się zachować. Ubrałam
się i pojechałam na cmentarz. Wcześniej kupiłam dwa
znicze. Rozmawiałam z Anią i Krystianem. Straciłam poczucie czasu,
nawet nie zauważyłam jak zaczęło się ściemniać. Nagle ktoś
położył rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się, to był
Zbyszek.
-Matko,
nawet nie wiesz jak się martwiłem.-postanowiłam, że powiem mu
prawdę. Ale nie w tym miejscu.
-Chodź
na spacer. Musimy pogadać.- zostawił samochód i poszliśmy w
stronę pobliskiego parku.
-No
to..o czym chciałaś porozmawiać?
-Jak
wychodziłeś na trening to...ja nie spałam.- Bartman usiadł na
ławce i schował twarz w dłoniach.
-Boże,
jak się wygłupiłem.
-Nie
prawda.- położyłam dłoń na jego plecach. -bo widzisz mimo że
uważam, że jesteś baranem, świnią, debilem, i czasami żałowałam,
że zamieszkałam z tobą, a jak mnie wrzuciłeś do basenu to
chciałam się wyprowadzić...No ja też cię kocham. - sama nie
wierzyłam w to co mówię. Może to jest to szczęście o którym
mówił Krystek i Ania? Może ludzie mają rację, mówiąc, że
miłości się nie da się oszukać. Pocałowałam go, a on
odwzajemnił.
-Czy
to znaczy, że my...-spytał a ja pokiwałam głową twierdząco.
-Nie
mówmy o tym nikomu. Na razie...- przystał na moją prośbę. I jak
to zdarza się w komediach romantycznych, zrobiło się zimno. Cóż,
chyba nie jestem stworzona do takich filmów bo kategorycznie
odmówiłam. Utonęłam za to w uścisku siatkarza. Wróciliśmy do
samochodu. Zibi próbował namówić mnie żebym spała dziś z nim.
Tłumaczył to mówiąc, że będzie mi cieplej. Tak, nie ma to jak
jego argumenty.
-Zbyszek
nie, nie i jeszcze raz nie.
-No
ale..
-Ma
być 20 stopni. Nie.
-Ale..
-Chcesz
się kłócić? Jesteśmy ze sobą o 30 minut.- zgromiłam go
wzrokiem.
-No
weź się nie obrażaj. - stanęliśmy pod blokiem.- Buziak na zgodę?
-nachylił się nade mną.
-Znamy
się? -uniosłam brwi pytająco i wysiadłam. Oczywiście, że się
nie obraziłam. Po prostu lubię dręczyć ludzi, a szczególnie
tych, których nie lubię.
***
Spałam
sobie w najlepsze, gdy znowu ujrzałam to oślepiające światło.
Po raz drugi zobaczyłam Krystiana i Anię.-Znalazłaś swoje szczęście tak jak obiecaliśmy. Ale uważaj nadal nie tylko na szefa. Nie strać swojego szczęścia.-powiedział Krystian.-Pamiętaj nie strać go.
Znowu
wszytko zniknęło. Cały czas słyszałam w głowie słowa
Krystiana. "nie strać go". Pobiegłam do
pokoju Zbyszka. Zaczęłam go budzić.
-Co
za siła nieczysta budzi mnie o 2 w nocy?!
-Zbyszek
obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz, że cię nie stracę. -
powiedziałam z łzami w oczach.
-Obiecuję.
Ale co się stało? Czemu płaczesz? - przytuliłam się do niego i
zaczęłam mu opowiadać.
-Kiedyś
odwiedzili mnie Smolarkowie. Powiedzieli, że znajdę swoje
szczęście. - ominęłam sprawę z szefem bo by mnie do pracy nie
puścił.- dziś przyszli znowu i powiedzieli, żeby uważać, bo
mogę cię stracić.- rozpłakałam się na dobre. Do głowy
przychodziły mi najgorsze scenariusze.
-Cii,
nie płacz. Nie zostawię cię, obiecuję.- kołysał się ze mną.
Znów odpłynęłam w Krainy Morofeusza.
Obudził
mnie krzyk. Jak mniemam Ignaczaka.
-Dlaczego
ja nie wiem, że wy jesteście razem?!- skąd on tu się wziął.
-Bo
nie jesteśmy. Igła daj spać jest 8 rano.- wymamrotał Zibi i
mocniej mnie przytulił.
-Mnie
nie oszukacie.
-Dobra
jesteśmy razem od wczoraj. Nikt o tym nie wie. I ty też masz nikomu
nie mówić. pogroził mu Bartman.
-Krzysiu...co
ty tu robisz?-spytałam.
-Aaa
bo Iwonka wyjechała z dzieciakami do mojej teściowej na kilka dni i
jestem sam. Pomyślałem, że was odwiedzę. A klucze kiedyś dał mi
Zibi.- wstałabym z łózka, ale zawsze jak rano wstaję to zakładam
szlafrok i kapcie.
-Wstawaj
śpiochu!- powiedział Zbyszek.
-Ale
ja zawsze zakładam szlafrok i kapcie.-powiedziałam tonem małej
dziewczynki.
-Nie
ma problemu przyniosę ci.
-Nie,
jednak wstaję!- wyskoczyłam z łóżka jak z procy. Nie mogłam
pozwolić żeby kolejna osoba dowiedziała się o moim super
zestawie. Igła był u nas do południa. Dziś nie mieli treningu,
więc mogli robić co chcieli. Siedziałam sobie na kanapie w salonie
i oglądałam wiadomości gdy wszedł lekko zdenerwowany Bartman.
-No
zabiję Ignaczaka. Zadzwonił do Dzika. A on do mnie dzwoni z
wyrzutami, że najlepszemu kumplowi nie powiedziałem. A jak Kubiak
wie, to wie też Nowakowski, a jak pit to i Kurek. Na szczęście
obiecali nikomu więcej nie mówić. Wiesz co...zastanawiam się jak
duże byłoby zdziwienie moich rodziców.- wyszedł gdzieś i po
kilku minutach wrócił.
-Pakuj
się jedziemy na kilka dni do Warszawy.
-Zbyszek...
-No
co?- wyszczerzył się. On jest naprawdę nienormalny.
|||||||||||||||||||||||
Boże hahah sama się dziwię co ja tam nawymyślałam.
Wiktoria ty proroku.
Mam nadzieję, że się podoba. Niedługo wystartuję też z nowym blogiem.
link .
Pozdrawiaam <3
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Siódmy
-Wieczorkówna
wstawaj!- ktoś wydarł mi się do ucha.-Za pół godziny wyjeżdżamy.
-Co?!
I dopiero teraz mnie budzicie? Świnie z was!- pobiegłam szybko do
łazienki. Ekspresowo wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy i
umalowałam się. Oczywiście musiała zapomnieć przygotować sobie
wcześniej ubrań. Założyłam więc mój super szlafrok i
równie seksowne kapcie.Weszłam
do pokoju z nadzieją, że Bartmana już nie ma. Niestety był tam i
to nie sam, oczywiście musieli przyjść za nim Nowakowski, Kurek i
Kubiak.
-Eeeej
jak ty seksownie wyglądasz.-zaśmiał się Kubiak. Boże co za
kompromitacja. Nie moja wina. Dobra różu było zdecydowanie za
dużo, no, ale przecież to był prezent od Ani.
-Przymknij
się dobra.-otworzyłam szafę. Od razu zauważyłam coś, czego
nigdy nie miałam na sobie, a mogłam założyć. Ale...czemu by nie
podroczyć się z chłopakami? -Nie mam w co się
ubrać-westchnęłam.
-Kobieto,
masz całą szafę ubrań. Niektóre są nawet jeszcze z metkami!
-Jak
myślicie czy ta bluzka będzie pasować do tych spodni?-zaczęli
jęczeć jak baby. Poszłam się ubrać.
Pomyślałam też, że nie wiadomo co może im przyjść do głowy i
wzięłam zapasowe ubrania. Przezorny zawsze ubezpieczony, czy jak to
tam szło. Wreszcie ruszyliśmy w kierunku Spały. Co prawda z 15
minutowym opóźnieniem, ale jak to mówią lepiej późno niż
wcale.
-Głodna
jestem.
-Może
musztardy?
-Czy
ciebie to bawi?!
-Ej,
spokojnie.
-Co
spokojnie, wysmarowaliście mnie musztardą. I co może zrobiliście
mi jeszcze zdjęcia co?
-Co
ty okres masz czy jak?
-Nie!Po
porostu jestem zdenerwowana bo przyjeżdżają jakieś oszołomy,
smarują mnie musztardą. Mógłbyś stanąć po mojej stronie
chociaż raz.
-Czyli
tak. Napiszę chłopakom sms'a żeby zjechali na najbliższą stację
bo ty mnie zaraz zabijesz.-Jak powiedział tak zrobił. Zjechaliśmy
na stację.
-Ej
co jest? Przejechaliśmy niecałe 20 kilometrów. Zostało nam
jeszcze 230 zdajecie sobie z tego sprawę?
-Zamknij
się Kurek dobra.
-A
tej co?
-Jest
wkurzona na nas.-powiedział mój towarzysz z samochodu. Poszłam do
sklepu, który znajdował się na stacji. Kupiłam 2 paczki żelek.
-Oo
kupiłaś i mi?- spytał Zbyszek.
-Chyba
śnisz.
-Ale
z ciebie menda.
-Sam
jesteś menda Bartman.-wsiadłam do samochodu. Resztę drogi
odbyliśmy w ciszy. O 12;30 byliśmy na miejscu. Las, las, las i
jeszcze raz las... ja tu zostaję! Zapoznałam się ze wszystkimi
siatkarzami i sztabem. Czy tutaj tylko Możdżonek jest normalnym
człowiekiem?
-Julka-zaczął
Kurek, ale ja nie odpowiadałam.
-Jula-teraz
Kubiak.
-Juleczka-
Zbyszek kontynuował.
-Juuuliaaaaa-
odezwał się Nowakowski. Ja byłam nieugięta.
-Julian.-krzyknął
mi do ucha Bartman,
-Mas
w ryj za Juliana.-złapałam pierwszą rzecz jaką miałam pod ręką.
Jako że siedzieliśmy na trawniku był to kamień... Cóż nie
najlepszy pomysł. Zdjęłam więc buta i rzuciłam w atakującego.
Idealnie w ten parszywy ryj. Brawo Julka zawsze miałaś
cela. Poczułam jak osobnik płci męskiej, który przed
chwilą oberwał podnosi mnie i kieruje się w stronę wejścia do
budynku. Nie muszę wspominać, iż darłam się w niebo głosy żeby
mnie puścił.
-Mam
cię puścić? Nie ma sprawy.- i w tym momencie wylądowałam w
basenie. Z spływaniem u mnie bywa różnie. Ale to szczegół
prawda? Nic się nie stanie jak się trochę podtopię. Więc gdy ja
próbowałam wydostać się z wody chłopaki stali i śmiejąc się
mówili(tu cytat)"nie udawaj, wyłaź"
-Chłopaki
ona na prawdę się topi.-czy Marcin M zawsze mówi z takim stoickim
spokojem?
-O
kurwa -Super heros Batman...to znaczy Bartman skoczył mi na ratunek.
Szkoda, że zanim mnie wrzucił nie pomyślał. Bieniek gdzieś
pobiegł i po chwili wrócił z całym sztabem. Jeszcze nigdy nie
widziałam tak wkurzonego Antigi. O ludzie, jak on krzyczał. Kiedy
doszłam do siebie lekarz reprezentacji zaprowadził mnie do pokoju
któregoś z reprezentantów tam mogłam się ogarnąć
i przebrać. Wzięłam
moją torebkę, wyszłam z Centralnego Ośrodka Sportu, słyszałam
wołanie chłopaków, ale nie zwracałam na nich uwagi.
-Idę
się przejść.-krzyknęłam. Tak naprawdę to kierowałam się na
przystanek autobusowy. Sęk w tym, że nie wiedziałam gdzie on jest.
Zrezygnowałam z powrotu do domu autobusem. Po prostu skręciłam w
jakąś leśną ścieżkę. Błąkałam się tak bez sensu, złość
mi trochę przeszła. Postanowiłam wrócić do ośrodka...tylko jak?
Zaczęłam panikować, zgubiłam się. Nagle zobaczyłam spacerującą
po lesie kobietę. Podbiegłam do niej, miała na oko 50 lat. Okazało
się, że jest stąd. Ania i Krystian rzeczywiście nade mną
czuwają. Miła pani wyprowadziła mnie do ulicy i pokazała w którą
stronę iść. Miałam przed sobą jakieś 4 km drogi, padł mi
telefon i zaczynało się ściemniać. Cudownie po prostu. Gdy byłam
w połowie drogi postanowiłam pobiec. Dawno tego nie robiłam, ale
zważywszy na to, że było już prawie ciemno nie miałam innego
wyjścia.
***
Ujrzawszy
bramę Spalskiego Ośrodka padłam przed nią. Nie miałam siły
zrobić już ani kroku więcej, myślałam, że wypluję płuca. Po
chwili podbiegli do mnie chłopaki.
-Czy
ty oszalałaś? Wiesz jak się martwiliśmy?
-Zgubiłam
się, każdemu się zdarza. No i jak już miła starsza pani pokazała
mi drogę to postanowiłam trochę pobiegać. Mam prośbę.
-Jaką?
-WODY.-wyciągnęłam
rękę z niewidzialnym kubkiem. Kiedy już się napiłam(czyt.
żłopałam jakbym nigdy nie piła) ruszyliśmy z panem B. w drogę
powrotną. Jezu jakie on miał do mnie pretensje, że nie dawałam
znaku życia.
-A co
mam powiedzieć ja? Wrzuciłeś mnie do wody, nie potrafię pływać!
-To
trzeba było uprzedzić.
-To
trzeba było pomyśleć.
-Cóż...musimy
to zmienić. Nauczę cię pływać.
-Zawiążesz
mnie w worek i wyrzucisz a środek jakiegoś jeziora?
-Nie,
zabiorę cię na basen. Chociaż...twoja propozycja nie powiem, jest
kusząca.-wyszczerzył się.-jutro idziemy na basen.
-Tsaa,
to najpierw do galerii. Muszę kupić strój kąpielowy.-przystał na
moją propozycję. Nie miał innego wyjścia. Uznałam, że nie ma co
się gniewać...kiedyś mu się za to odpłacę. Resztę drogi
spędziliśmy na śpiewaniu tz. on śpiewał a ja darłam ryja hitów
z radia. Pierwszy raz śpiewałam przy kimś.
-Masz
kawał głosu.-powiedział Bartman, ja się tylko zaśmiałam.
Potrafi kłamać.
-Weź,
bo uwierzę.- Zibi wyłączył radio, otworzył bardziej okna,
uśmiechnął się do mnie. O co mu chodzi.
-Będę
brał cię-zaczął się drzeć.
-W
aucie!-jakiś chłopak z sąsiedniego pasa przyłączył się.
-Mnie?
-Cię!-
płakałam ze śmiechu. Kiedy wróciliśmy do domu byłam padnięta.
Podróże w takim upale są okropne. Wzięłam pudełko lodów,
włączyłam jakiś film, który obecnie leciał w TV. Po chwili
przyłączył się Zbyszek. I tak sobie żyjemy nie, a co,
jakby to Igła powiedział.
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
I tak to jest jak się nie ma pomysłu na rozdział xD
Pisałam go chyba 3 razy ;-; Jest sporo błędów...chyba xD
Zapraszam do komentowania i pozdrawiam <3
piątek, 31 lipca 2015
Szósty
Usłyszałam kroki, drzwi otworzyły się, a w nich...
Wszystko zniknęło.Zobaczyłam na zegarek było kilka minut po ósmej.Ubrałam się, spojrzałam na biurko, które stało pod oknem.Stało na nim zdjęcie uśmiechniętych Ani i Krystiana na tle pięknego ogrodu.Fotografia była w złotej ramce. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po pierwsze nie miałam takiej ramki, po drugie nie stawiałam tu żadnego zdjęcia, po trzecie Anka nie nosiła białych długich sukienek, wyjątkiem był ślub, po czwarte czemu byli tam boso?A może...to nie był sen, oni na prawdę mnie odwiedzili.Odstawiłam zdjęcie na miejsce i poszłam do kuchni.Postanowiłam nie mówić nic Zbyszkowi, bo uzna mnie za wariatkę.Najpierw zobaczyłam oślepiające światło, a z niego wyszedł Krystian zaraz za nim Ania...i trójka dzieci. Dwie dziewczynki i chłopiec. Dokładnie tak, jak sobie wymarzyli-Ania?Krystian?Co wy tu robicie?-Przyszliśmy powiedzieć ci, żebyś się nie martwiła. Jesteśmy szczęśliwi.-powiedział Krystian patrząc na dzieci.-I ty też będziesz szczęśliwa. Tylko uważaj na szefa, to zły człowiek. Może wyrządzić ci wiele krzywdy. Ale przy tobie będzie cały czas ktoś.-Kto?-Ktoś z kim będziesz szczęśliwa. Szczęście jest na wyciągnięcie ręki. Tylko nie przegap go. Bądź czujna. Dogoń swoje marzenia-uśmiechnęła się Ania.-My musimy iść. Zawsze będziemy z tobą. Pamiętaj szczęściu trzeba pomóc.-Nie, nie odchodźcie!
-Nie martw się. Jesteśmy z tobą. Odwiedzimy cię jeszcze. Pamiętaj uważaj na siebie..
-Dzień Dobry.-uśmiechnęłam się.Zdecydowałam, że jeśli Ania i Krystian powiedzieli, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki, tylko muszę mu pomóc to tak się musi stać.A co jeśli tym "kimś" jest Zbyszek? W sumie nie miałabym nic przeciwko.Julka co ty wygadujesz? Nie poznaję cię! skarciłam się w myślach.
-Dzień Dobry.A co ty taka wesoła?-uniósł brwi.
-Bo nie mogę tak bezczynnie siedzieć.Muszę pomóc szczęściu.Zrobisz mi kawy?Wiedziałam, że tak dziękuję.Kochany jesteś.-pocałowałam go w policzek.Boże widzisz i nie grzmisz.Co ja wyprawiam?Przecież go nie lubię.
-Ej.Ja ci mogę nawet kawę co pięć minut robić, jak takie nagrody będę dostawał.
-Śnij dalej.-mruknęłam.Wypiłam kawę i postanowiłam wyjść na spacer.
-A ty gdzie?
-A ty co? Mój ojciec?-uniosłam brew.
-Idę z tobą.Pokażę ci fajne miejsce.- nawet nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo ten już zakładał buty.
*godzinę później*
-Daleko jeszcze?
-Już jesteśmy na miejscu.
-Bartman, prowadzisz mnie pierdyliard kilometrów żeby pokazać mi jakiś dom?!
-To nie jakiś dom.To dom Ignaczaków.Chodź.-Ruszył w stronę budynku, ale ja nie zamierzałam.Nie znam ludzi, a mam się im do domu wpraszać?
-Ty jesteś chory. Ja nigdzie nie idę.- W tym momencie wyszedł Igła.Tak, tak po treningu na którym byłam dostąpiłam zaszczytu mówienia wszystkim na "ty".
-O! Co wy tu robicie?Wchodźcie do środka.- no świetnie.Weszliśmy do środka.Poznałam żonę i dzieci Ignaczaka.Okazało się, że Zbych opowiedział wszystkim o śmierci Smolarków.Potem zaczął opowiadać jak to się wczoraj bałam kiedy oglądaliśmy horror.
-Zbyszek!
-Czemu krzyczysz moje imię?- wyszczerzył się, a ja tylko zgromiłam go wzrokiem.
-Zachowujecie się jak stare dobre małżeństwo.-westchnęła Iwona.-może coś z tego będzie?
-Ja z nim? Nigdy w życiu.-dobra podoba mi się, ale to o niczym nie świadczy.
-Ale już mieszkamy razem.-pochwalił się nie jaki Zbigniew B.
-Kurde już? My dopiero po ślubie mieszkaliśmy razem.-powiedział Ignaczak.
-Pobaw się ze mną!- wręcz zażądała mała Dominika.Moja wybawicielka.Kiedy układałam z małą puzzle mówiłam do siebie w myślach. Jak to jest, że tak go nie lubię.Ale jednocześnie tak go potrzebuję, i żyć bez niego nie mogę. Zabawa z córką Ignaczaków trwała jakieś półtorej godziny.Przerwał nam ją pan B informując, że przed nami długa droga...jakbym tego nie wiedziała.Pożegnałam się i zaprosiłam Ignaczaków jutro na kawę.Cóż, oni nas my ich.Po 20 minutach naszej wędrówki nogi odmówiły mi posłuszeństwa.Mój współlokator nie miał wyjścia musiał mnie nieść.
-Dziewczyno ile ty ważysz?
-57 a co?
-Ty jesteś jak piórko.Zacznij jeść bo cię do moich dziadków wywiozę.
-Boję się.Daleko jeszcze? Nudzi mi się.
-O przepraszam księżniczko.
-Chcesz się kłócić?-uniosłam brwi.Pokiwał przecząco głową.Nie wiem kiedy zasnęłam.Jak się obudziłam poczułam dziwny zapach...zapach musztardy.Dotknęła swojego czoła i...całą rękę miałam w właśnie musztardzie.Pobiegłam do łazienki i spojrzałam w lustro...zabiję tego idiotę.
-Bartman do mnie raz!-wydarłam się, ze chyba pół Rzeszowa mnie słyszało.
-Tak księżniczko?-na mój widok prawie wybuchł śmiechem.
-DO CHUJA WAFLA CO.TO.JEST.
-Ale to nie ja.
-A kto?Nikt inny tu nie mieszka!
-Co wy tak drzecie ryje?-czy przede mną właśnie stoi Bartosz Kurek?Ale to nie wszystko ich jest więcej! Za nim zeszli Michał Kubiak i Piotrek Nowakowski.Zbyszek przedstawił nas sobie(??)Okazało się, że dostali wolne więc postanowili nas odwiedzić.Czy on już wszystkim powiedział, iż mieszkamy razem?!
-Oo widzę, że podoba ci się nasza super Spalska maseczka.-wyszczerzył się ten ostatni.
-3...2..-zaczął odliczać Bartman.
-Zabiję!- krzyknęłam i poszłam do kuchni.Wróciłam uzbrojona w patelnię i nóż.-No, to który zgłasza się jako pierwszy na moje tortury?
-No weź.To sarepska jest! Pomaga na cerę.
-Sugerujesz mi, że moja cera jest brzydka i potrzebuje maseczek?-Kurek coraz bardziej pogrążał siebie i swoich kolegów.
-Nie, ale...
-Co ale?
-Nie nic.Przepraszamy.-bronił Kubiak.
-Ale przyjdziesz na moje wesele, za miesiąc?Bo Zbyszek mówił, że tak.-powiedział Nowakowski.Przeniosłam swój wzrok, patelnię oraz nóż na mojego współlokatora.
-Zbigniewie...
-Tak księżniczko?
-Nie mów tak do mnie.Więc...Zbigniewie zamiarowałeś mi o tym powiedzieć?
-Pewnie, że tak...kiedyś.-nic już nie mówiłam.Ich głupota była tak porażająca.Zmyłam swoją "super Spalską maseczkę" i wróciłam do tych oszołomów.Zaproponowali, mi żebym razem ze Zbysławem pojechała za nimi do Spały.
-Jeśli reszta reprezentacji też jest taka jak wy.Czyli...
-Cudowni, czarujący, przystojni, wysportowani...-zaczął wymieniać Pit.
-Nie, czyli głupi, nienormalni, niezrównoważeni psychicznie i tak dalej to...
-Jedziesz świetnie.To my zostaniemy na noc, a jutro o 8 wyjeżdżamy.-czy mówiłam już Kubiakowi jak bardzo jest wkurzający?Był mały problem bo nie było tylu wolnych łóżek.Więc wspaniałomyślni chłopcy wymyślili że w 5 będziemy spać na ziemi.Oni całkowicie zwariowali.Niech śpią gdzie chcą, ja idę do siebie.
|||||||||||||||||||||||||||||||||||
No więc hej xD
Przyznajcie, że trochę was zaskoczyłam
Ten rozdział jest dość dziwny, nienormalny no i krótki xD Przepraszam <3
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania <3
środa, 29 lipca 2015
Piąty
Nadszedł dzień pogrzebu i jednocześnie przeprowadzki do Zbyszka.Wyjrzałam przez okno, zanosiło się na to, że będzie padał deszcz.Ubrałam się i o 11:00 wyszłam z bloku w celu odjechania na ostatnie pożegnanie moich przyjaciół.Powstrzymał mnie Bartman.
-Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci jechać samej.
-A czemu nie?
-Dziewczyno, ledwo na oczy widzisz od płaczu.-czy o się martwi?
-Nie mów, że się o mnie martwisz.
-Właśnie powiem.Martwię się o ciebie.-no zamurowało mnie.Wsiadłam do mojego samochodu, na miejscu pasażera.Ruszyliśmy.
-Zbyszek zwolnij!-co z tego, że jechaliśmy 80 km/h.Bałam się.
-Ej, spokojnie.-powiedział.Po 15 minutach jazdy byliśmy w kościele.Kiedy weszliśmy zobaczyłam dwie trumny.Zatrzymałam się.Nie wiedziałam co mam zrobić.Przecież to nie było możliwe, że oni tam leżą.Całą mszę przepłakałam.Ale dopiero na cmentarzu zaczęłam wariować.I to dosłownie.W chwili gdy trumny zjeżdżały do dołka(?) zaczęłam krzyczeć.
-To nie możliwe! Oni żyją! Wypuście ich! Nie możecie ich tak po prostu tam zamknąć!-próbowałam wyrwać się kurczowego uścisku Bartmana.W tym momencie niebo zaczęło płakać razem ze mną.Chyba przeżywałam to nawet bardziej niż ta prawdziwa rodzina zmarłych Smolarków.Długo jeszcze stałam przy ich grobie.
-Jula chodź.Stoimy tu już dwie godziny.
-Nie mogę ich zostawić.-wyszeptałam.
-Nie zostawisz .Przecież masz ich cały czas tu.-wskazał na serce.-Chodź-złapał mnie za rękę.W drodze powrotnej mój współlokator poinformował, że uwaga...pomoże mi szukać psychologa.Tak p s y c h o l o g a.
-Nie chcę żadnego psychologa.Już raz do jednego chodziłam.Nie, dzięki.
-Ale..
-Dostałam wolne od szefa.Będę chodzić z tobą na treningi.Będę dla ciebie jak rzep u psiego ogona.
-A myślałem, że będę musiał cię zaciągać wszędzie siłą.-Kiedy wróciliśmy postanowiłam zając się przenoszeniem pudeł.Muszę zapomnieć o tym co się stało.O wypadku, o tym, że ich nie ma ze mną fizycznie.Bo psychicznie zawsze będą.Zapomniałam wspomnieć, iż rodzice Zbigniewa postanowili zostawić nas samych.Niechcący wydało się również nasze kłamstwo.Na początku byli źli, ale potem zrozumieli.Za bardzo truli głowę swojemu synowi.
-Obejrzymy coś?
-Przepraszam, ale nie mam ochoty...Pójdę się położyć.-weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.Nie wiem ile czasu byłam w takim stanie.Ogarnęłam się dopiero wtedy jak Zibi poinformował mnie o kolacji.Byłam głodna więc zjadłam.Pomijając fakt, że coś mu w tym budyniu nie wyszło.
-Nie słodzisz?-spytałam
-Słodzę,a co?
-Nie no nic.Tylko ten budyń...
-Zdarza się no.Liczą się chęci.Znowu płakałaś.-spojrzał na mnie.Dość przerażający był ten wzrok.
-Nie ja nie...
-Dobra, dobra.Oglądamy shutter'a?*
-No ok.-Ludzie! Jakbym wiedziała, że to horror w życiu bym się nie zgodziła.
-Brawo Zbigniewie, teraz na pewno usnę-powiedziałam ironicznie.
-Zawsze możesz spać ze mną.
-Nie, dziękuję.Nie skorzystam.-mało nie umarłam ze strachu.Nie spałam całą noc.Przynajmniej tak mi się wydawało.Usłyszałam kroki, drzwi otworzyły się, a w nich...
||||||||||||||||||||||||||||||
Nie bijcie!
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.Strasznie się męczyłam z tym rozdziałem.A na dodatek jest taki krótki ;-;
*shutter - o kurde jak ja kocham ten horror <3(lepsza jest wersja z 2004, bo ta druga to podróbka)
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania :*
sobota, 25 lipca 2015
Czwarty
(...)W tedy otrzymałam sms i zdębiałam...Był on od mojego szefa
"Anna miała wypadek.Jechała z mężem.Oboje zginęli na miejscu"Telefon spadł na ziemię, a mi zakręciło się w głowie. Kiedy się ocknęłam leżałam na kanapie, a wokół mnie siedzieli Zbyszek i jego rodzice.
-Julka wiesz co się stało?-spytała pani Jadzia.
-Zemdlałam bo...o nie.Oni nie żyją Zbyszek.-szepnęłam.
-Kto nie żyje?
-Ania i Krystian, nie znałeś ich.Ale byli mi bardzo bliscy.-Pan Bartman podał mi wodę, a pani Jadwiga mnie przytuliła. Zibi zadzwonił do mojego szefa pytając o dzień i godzinę pogrzebu.Nie mogłam w to uwierzyć.
-Zbyszek...przecież jeszcze wczoraj rozmawiałam z Anią. Kto mi teraz będzie doradzał w sprawach ubioru, kto będzie się kłócił, że powinnam nosić buty na wysokim obcasie? Komu będę się zwierzać ze swoich problemów, komu będę powierzać wszystkie moje sekrety? Boże przecież oni mieli tyle przed sobą. Chcieli mieć trójkę dzieci. Dwie dziewczynki i chłopca.-płakałam wtulona w niego.
-Nie płacz jestem przy tobie. Słuchaj może i znamy się kilka dni, ale nie chcę żebyś teraz była sama.
-Co sugerujesz?
-Może... na prawdę się do mnie przeprowadzisz?
-Żartujesz?
-Nie. Po prostu boję się, że sobie coś zrobisz.
-Nie wiem, przemyślę to... poza tym w ogóle mnie nie znasz.
-Wiem o tobie sporo, ty o mnie też.Pokój gościnny jest. W prawdzie zajmują go teraz moi rodzice, ale niedługo jadą. Słuchaj... może i czasem zachowuję się jak debil, ale taki już jestem.Wytrzymasz ze mną.- w sumie ma rację, nie chcę być teraz sama.
-No, nie wiem. Nie chcę być dla ciebie ciężarem. Przeważnie teraz...kiedy straciłam ostatnie bliskie mi osoby.
-Obrażasz mnie w tym momencie. Poza tym, ty ciężarem? Przecież ty sama skóra i kosci jesteś.No i wiesz zawsze kobieca ręka się przydaje. To jak będzie?- uśmiechnął się.
-Zbyszek ja...
-Super, jutro wszystko załatwię.- nie byłam pewna czy to dobry pomysł.
Poszłam do mieszkania i przyniosłam pudło ze zdjęciami.Państwo Bartman znów się gdzieś się ulotnili więc postanowiłam pokazać je mojemu przyszłemu współlokatorowi. Nie wiem czemu,ale zaczęłam mu ufać.
-O! A tutaj byliśmy w Zakopanem, złamałam wtedy nogę nad Morskim Okiem.-uśmiechałam się jednocześnie płacząc.Czułam jak bardzo będzie ich bardzo brakować.Już za nimi tęsknie.Długo siedzieliśmy przy fotografiach. Aż dotarliśmy do ostatniej.Był na niej mój były chłopak.Podarłam ją na kawałki.
-Kto to?
-Mój były.Chodził ze mną, a jednocześnie wychowywał swojego synka.Oczywiście ja nic nie wiedziałam.ten chłopiec ma teraz chyba 5 lat.
-Co zrobiłaś jak się dowiedziałaś?
-Dostał w ryj.Zerwałam z nim i się gdzieś przeprowadził.
-A dlaczego wybrałaś pedagogikę?- Zbyszek ewidentnie próbował mnie odwieść od myśli o Ani i Krystianie.
-Lubię dzieci.A ty dlaczego wybrałeś siatkówkę?
-A dlaczego oddychamy? Zawsze chciałem być sportowcem. Próbowałem z różnymi sportami, ale żadnego nie pokochałem tak jak siatkówkę.Potem poznałem Dzika. Może to zabrzmi dziwnie, ale przyznam, że nie wiem co bym zrobił gdybym go stracił.Już raz się z nim pokłóciłem i nie chcę tego powtarzać.I tak rzadko się widujemy, bo on na zgrupowaniach, a mnie nie chcą.-zaśmiał się, ale widziałam, ze boli go brak powołań do reprezentacji.-Niby jeżdżę do nich, ale to nie to samo.
-Na pewno dostaniesz jeszcze nie jedno powołani do reprezentacji.A kto wie...może polecisz do Rio na Igrzyska.
-Pewnie.Jak mnie nie będą znowu chcieli to się przykleję do któregoś jakimś mocnym klejem.-zaśmialiśmy się.Mimo rozmowy i tak było mi cholernie smutno, że nie zobaczę już nigdy Smolarków.Nie będziemy już nigdy śpiewać. Krystian miał na prawdę niezły głos. Życie jest takie niesprawiedliwe.
|||||||||||||||||||||||||||||||||
hej.Przepraszam ze nie komentowałam waszych blogów,a le nie miałam internetu.
Przepraszam za to coś na górze.
Pozdrawiam i zapraszam do kometowania <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)